Rozdział 3.

   Jak codziennie, Hermiona podniosła się z łóżka przy pierwszych dźwiękach budzika. Nie znosiła się spóźniać, szczególnie do pracy. Po szybkim, orzeźwiającym prysznicu automatycznie ruszyła w kierunku kuchni. Mimo, że nie była wielką fanką śniadań i nie przeszkadzało jej pominięcie tego posiłku, nigdy nie omijała porannej filiżanki kawy. Każdego ranka pozwalała sobie na cudowne pięć minut, kiedy trzymając w dłoniach gorący napój i rozkoszując się pobudzającym zapachem kofeiny, oglądała z balkonu budzące się do życia ulice miasta. Leniwe słońce witające ulice Londynu nieśmiałymi promieniami, przechodniów o sennych oczach i powłóczystym kroku, roześmiane dzieci pędzące do szkoły. 
   Cały październik spędziła w atmosferze błogiego skupienia. Jej autorski projekt w końcu doczekał się rozgłosu i aprobaty wśród przełożonych, co oprócz niesamowitej satysfakcji wiązało się także z pracą po łokcie. Początek jesieni spędziła więc w murach Ministerstwa, skrupulatnie dopracowując szkice potencjalnych ustaw. 
   Myślała właśnie nad poprawkami, które miała dzisiaj zamiar wprowadzić w artykule dotyczącym centaurów, kiedy ciepłe ramiona owinęły się wokół jej talii. Z uśmiechem oparła głowę o tors Rona. 
   - Dzień dobry - szepnął i złożył pocałunek na jej policzku. 
   Zjedli wspólne śniadanie, po czym owijając się szczelniej długim płaszczem, Hermiona deportowała się do Ministerstwa. 
   - Dzień dobry, Maurycy - z uśmiechem powitała zgorzkniałego czarodzieja, który w odpowiedzi tylko łypnął na nią znad biurka. 
   Odwiesiła płaszcz i pełna zapału zabrała się za pracę. Minęło południe, gdy ze skupienia wyrwał ją głos Pany w uchu. 
   - Kawa? - zapytała radośnie. 
   - Koniecznie. 
   Bez pośpiechu przemierzały korytarze, przyciszonym głosem plotkując i śmiejąc się, gdy na wysokości ich wzroku pojawiło się Biuro Aurorów. 
   - Możesz dać mi chwilę? - zapytała koleżankę Hermiona. Nie miała okazji spotkać się z Harry'm od kiedy wrócili z meczu Ginny w Walii. W liście wysłanym dzień po rozgrywkach, rudowłosa pochwaliła się przyjaciółce spektakularnym zwycięstwem. Bez cienia wątpliwości drużyna Anglii szykowała się do Mistrzostw. 
   - Oh, jak najbardziej kochana... - mruknęła Pana, zauważając przystojnego i na pierwszy rzut oka zagubionego, młodego pracownika Ministerstwa. Puściła Hermionie oczko i udała się w jego kierunku. Granger zaśmiała się pod nosem, po czym weszła do siedziby aurorów. 
   Rozglądając się za Wybrańcem po niezliczonej liczbie zaklejonych zdjęciami i plakatami boksów, dostrzegła jego czarną czuprynę w kącie pomieszczenia, tuż przy jednym z okien. Pewnym krokiem ruszyła w jego kierunku, gdy jej uszu dobiegła przyciszona rozmowa. W kierunku Harry'ego pochylał się starszy auror, a ton jego głosu kazał Hermionie się zatrzymać. 
   - ...musimy zareagować, doskonale o tym wiesz. Nie możemy dopuścić... - nieznany jej mężczyzna gorączkowo szeptał. 
   - Przede wszystkim nie możemy wywoływać paniki. Żaden niepowołany czarodziej nie może się o tym dowiedzieć. - tym razem odezwał się Harry. 
   Żołądek Hermiony ścisnął niepokój. Głos rozsądku kazał jej wyjść, ale nasilająca się w niej ciekawość skłoniła ją do ukrycia się za najbliższą, oddzielającą boksy półścianką. 
   - Oni tam są, Potter. Nie możemy dłużej tego ukrywać. Musisz zdecydować, po której stronie... - w głosie starszego czarodzieja zabrzmiała srogość. 
   Oni? Kogo mogła dotyczyć ta rozmowa?
   - Zdajesz sobie sprawę z konsekwencji? Jeżeli... 
   Hermiona podskoczyła na dźwięk zbliżających się kroków. Odwróciła się na pięcie i zanim ktokolwiek miał szansę ją dostrzec, szybkim krokiem opuściła Biuro. 
   Serce biło jej szybko, w głowie szumiały pytania. Czego dotyczyła rozmowa, której właśnie była świadkiem? O kim mówił nieznany jej auror? Czy ministerstwu groziło niebezpieczeństwo? Istniało prawdopodobieństwo, że mężczyźni rozprawiali jedynie na temat sprawy, nad którą pracowało aktualnie Biuro, ale cichy głosik w jej głowie odrzucał tą opcję. Jednego była pewna - nie powinna była słyszeć tej rozmowy. Czegokolwiek czy też kogokolwiek nie dotyczyła, aurorzy zdawali się poważnie zdenerwowani. 



* * *
   Powitany zwyczajowym podrygiem sekretarki, Draco skierował się do swojego gabinetu. Kończył uporządkowywać czekające na jego analizę i ocenę dokumenty, gdy do pomieszczenia wkroczyło dwóch młodych pracowników departamentu. Zgodnie z jego osobistymi poleceniami, na początku każdego tygodnia zdawali mu raport z wydajności pracy departamentu oraz najświeższych nowości spoza Ministerstwa.  
 - Panie Malfoy - odezwał się wyższy z nich. Nazywał się Rupert i mimo, iż w departamencie pracował od zaledwie dwóch miesięcy, mógł pochwalić się świetnymi wynikami. 
 - Dzień dobry, dzień dobry... - wymruczał Malfoy znad biurka i z nieukrywanym zaciekawieniem spojrzał na towarzysza Ruperta, który nie okazał żadnej formy przywitania. Wyglądał na starszego od Draco, a z całej jego postawy ziała niechęć. Skrzyżowane na piersiach ramiona i łypnięcia spode łba nie pozostawiały żadnych wątpliwości - obcowanie z Malfoy'em nie było spełnieniem jego marzeń. 
   Zbity z tropu tak nieprzychylną postawą podwładnego, Draco ze zmarszczonymi brwiami odchrząknął i oparł się o pulpit. 
 - No dobrze panowie - rozpoczął, posyłając chłodne spojrzenie milczącemu mężczyźnie - co dla mnie macie? 
   Krótki raport w większości przedstawił Rupert, przy bezdźwięcznym akompaniamencie potakiwań towarzysza. W sekundzie, gdy Malfoy podziękował im za wykonaną pracę, ten drugi wyszedł z gabinetu bez słowa. Ewidentnie zmieszany Rupert podniósł się z fotela i po szybkim skinieniu głowy, oddalił się śladami współpracownika.  
   Skonsternowany zaistniałą sytuacją Draco wpatrywał się przez chwilę w zamknięte drzwi. Nie raz miał już do czynienia z ludźmi, którzy otwarcie nie darzyli go sympatią. Nigdy go to nie dziwiło, doskonale zdawał sobie sprawę ze swojego wizerunku. Jeszcze nie tak dawno czarodzieje stanęli po dwóch stronach barykady. Mur, który pojawił się wtedy między nimi nie runął. Jego resztki wciąż wdzierały się w życie ocalałych. 
   Nie spodziewał się jednak tak otwartej niechęci w miejscu pracy, nie ze strony swoich podwładnych. Jak wielu z nich żywiło podobne uczucia?
   Westchnął ciężko i siadając za biurkiem, wrócił do pracy. 



* * *    
   Późnym wieczorem, po powrocie do domu, Ron zastał Hermionę w salonie, nieobecnym wzrokiem obserwującą widoki za oknem. Siedziała na fotelu, z brodą opartą na przyciągniętych do piersi kolanach, a zamknięty w słoiku na stoliku płomyk igrał na jej twarzy. Ostrożnie podszedł do zamyślonej dziewczyny i złożył ciepły pocałunek na jej czole. Szatynka wzdrygnęła się pod dotykiem jego ust. 
   - Nad czym tak myślisz? – zapytał odgarniając kosmyki włosów z jej czoła. 
   Hermiona badawczym wzrokiem przyjrzała się twarzy Rona. Cały dzień nie mogła pozbyć się z głowy intrygującej rozmowy, której była świadkiem. Starała się analizować usłyszane słowa, połączyć fakty i uzupełnić luki, ale za każdym razem kończyła w punkcie wyjścia. 
   Jedna myśl nie dawała jej spokoju - czy Ron wiedział, o czym rozmawiali aurorzy? Istniała spora szansa, że jako pracownik Biura i najbliższy przyjaciel Harry'ego był wtajemniczony. Hermiona nie była pewna, czy cokolwiek wie, ale myśl, że mógł coś przed nią ukrywać nieprzyjemnie kuła ją w żołądku.    
   - Ah, naszła mnie głupia melancholia. Jak minął ci dzień? - zapytała, przybierając najmniej podejrzliwy ton – Coś ciekawego w Biurze? 
   - Dzień jak co dzień, nic specjalnego. Chociaż Dawlish prosił o interwencje w sprawie grupy goblinów. Skubańce udają skrzaty ogrodowe i okradają mugoli. 
   Zaśmiał się pod nosem i usiadł na kanapie naprzeciwko Hermiony. 
   - Widziałam dzisiaj Harry'ego, wydawał się czymś zmartwiony. - spróbowała znowu, dokładnie obserwując twarz Rona. 
   - Taaa... - może było to tylko złudzenie, ale wyglądał na zakłopotanego – Wiesz, od kiedy go awansowali ma dużo na głowie. Gdyby mnie ktoś pytał, to dobrze zrobiłby mu krótki urlop.
   Hermiona spojrzała przenikliwie w jego oczy. Od czasu ich pierwszego spotkania w pociągu Hogwarts Express, zdążyła poznać go jak własną kieszeń. Wiedziała kiedy coś ukrywa, kiedy kłamie. 
   Uśmiechnęła się delikatnie i wolno pokiwała głową. 
   - Tak, powinniśmy wyskoczyć razem poza miasto – powiedziała, odwracając twarz do świecącego za oknem księżyca. 
   Może i Ron nie potrafił ukryć przed nią prawdy, ale ona do perfekcji opanowała sztukę udawania spokoju.



* * *  
   Jego pracę przerwał list, który w zwyczajowej formie samolotów rzucanych w szkołach przez dzieci, wleciał bezszelestnie do gabinetu. 

   ,,Sesja obejmująca wszystkie sektory Ministerstwa Magii odbędzie się dzisiaj o godz. 15.30. Pracowników prosi się, w danym czasie, o stawienie się w Komnacie Audytoryjnej. Kingsley Shacklebot" 
   Od zakończenia wojny, Ministerstwo przeprowadzało comiesięczne sesje, których celem było jak najszybsze i najsprawniejsze rozwiązanie wyzwań stojących przed ocalałymi. Druga Wojna Czarodziejów, zakończona po czterech latach Bitwą o Hogwart, oprócz nieuleczalnych ran w sercach tych, których bliscy zginęli, skutkowała także ogromnymi lukami w systemie. Reżim Voldemorta i Śmierciożerców znacznie osłabił świat czarodziei, a na barkach post-wojennych liderów leżała odpowiedzialność poskładania go do kupy. 
   Dzisiejsza sesja miała być pierwszą, w której weźmie udział Malfoy. Oznaczało to ostateczne wystawienie się na ocenę całego Ministerstwa. Do tej pory starał się nie opuszczać Departamentu, skrzętnie wykonując obowiązki w zaciszu własnego gabinetu. Na myśl o spotkaniu ze Świętą Trójcą skrzywił się z niechęcią. Co prawda sesje nie obejmowały wszystkich pracowników, ale nie miał wątpliwości, że nawet gdyby Weasley szorował podłogi a Potter rozdawał gazety, to znaleźliby się na spotkaniu. Do tego jeszcze ta przeklęta Granger. 
   Przez ostatnie kilka tygodniu udało mu się unikać szatynki. Parszywym szczęściem ich departamenty nie były w żaden sposób zbliżone topograficznie, co ułatwiało mu zadanie. Po przykładzie sprzed miesiąca doskonale zdawał sobie sprawę z burzy emocji, jaką wywoływało w nim spotkanie z dziewczyną. Mieszanka wstydu, strachu i goryczy nie dawała mu o sobie tak łatwo zapomnieć. 
   Piętnaście po trzeciej niechętnie podniósł się z fotela i ruszył w kierunku Audytorium. 
   - Oh, dzień dobry panie Malfoy - zaczepił go wychodzący właśnie ze swojego gabinetu Alexander Hayes, szef departamentu. Był to czarodziej w średnim wieku, w okularach, o urokliwych rysach. 
   - Podejrzewam, że idziemy w tym samym kierunku? - zapytał z uśmiechem. 
   Draco darzył go szacunkiem i zaufaniem. Nigdy nie dał mu poczuć się gorszym pracownikiem tylko ze względu na jego przeszłość. 
   Gdy dotarli na miejsce, zastali kilkudziesięciu czarodziei pochłoniętych rozmową bądź cierpliwie czekających w fotelach. Draco rozejrzał się pobieżnie po pomieszczeniu. Zaklął pod nosem, gdy dostrzegł Pottera pogrążonego w rozmowie z Kingsley'em w kącie sali. Weasley i Granger, w towarzystwie młodej czarownicy, której imienia Draco nie znał, siedzieli w jednym z przednich rzędów. 
   Przez sekundę, zanim zmieszany odwrócił wzrok, spojrzenia Malfoy'a i Granger przecięły się. Mimo, iż jego ciało przejęła fala chłodu, a po karku przebiegł dreszcz, zachował kamienną twarz. 
   - To właśnie Pan Malfoy, mój nowy podsekretarz - Alexander przedstawił go szefom innych departamentów. 
   - Przyjemność poznać - odpowiadał Draco na każdą wyciągniętą w jego stronę rękę i ciekawe spojrzenie. 
   W końcu zajęli miejsca, a Shacklebot spokojnym, dostojnym krokiem ruszył w kierunku mównicy. 
   - Na początku chciałbym podziękować wam wszystkim za przybycie... 



* * *
   Jako, że Audytorium było jeszcze stosunkowo puste, Hermiona i Pana zajęły miejsce w jednym z przednich rzędów. W zwyczajnych okolicznościach Pana nie brałaby udziału w sesji, natomiast dzisiaj pojawiła się tu w roli wysłannika Alana, który nie dał rady stawić się w Ministerstwie.  
   Gdy komnatę zaczęli wypełniać czarodzieje, w towarzystwie Kingsley'a i dwóch starszych czarodziei do pomieszczenia wszedł Harry. Pochłonięty rozmową z Ministrem oddalił się, by dokończyć dyskusję na osobności. Tuż za nim wkroczył Ron, prowadzący ożywioną konwersację z młodą czarownicą, którą Hermiona widziała po raz pierwszy. Dziewczyna śmiała się perliście, trzymając się bardzo blisko rozweselonego mężczyzny. Zaintrygowana Granger podniosła brew w geście zdziwienia. 
   - Z kim rozmawiałeś? - zapytała Rona, gdy ten pożegnawszy się z towarzyszką usiadł koło Hermiony i Pany. 
  - Co? - zapytał rozkojarzony, z uśmiechem wciąż igrającym mu na ustach - Ah, to Laura, nowa w Biurze. Przezabawna dziewczyna, musisz ją poznać. 
   Hermiona zmarszczyła brwi. Przez ramię spojrzała na Laurę, zajmującą miejsce kilka rzędów za nimi. Nieprzyjemna gorycz spłynęła na jej usta. 
  - Koniecznie - odpowiedziała rudzielcowi ze słodziutkim uśmiechem. 
   Na kilka minut przed rozpoczęciem sesji, Pana pochyliła się w kierunku Hermiony. 
   - Ależ on jest przystojny, ten Hayes - szepnęła jej do ucha. 
   Granger spojrzała we wskazanym przez brunetkę kierunku. Do komnaty wszedł właśnie szef Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów. 
   - O Malfoy'u już nie wspomnę... 
   Faktycznie, po prawej stronie Hayes'a kroczył Draco. Wyniosły i stonowany. Nawet nie przyszło jej do głowy, że jako nowy podsekretarz na pewno pojawi się na dzisiejszym spotkaniu. Chłodnym wzrokiem rozglądał się po audytorium, gdy ich spojrzenia skrzyżowały się. Dziewczyna zastygła pod niewidocznym ciężarem stalowych tęczówek. Mimo nieodpartej chęci odwrócenia wzorku, uparcie podtrzymywała kontakt. Po chwili, która wydawała jej się wiecznością, to Malfoy odwrócił głowę, by przywitać się z wyciągającym ku niemu rękę czarodziejem. Hermiona głęboko zaczerpnęła powietrze i ze zdziwieniem spojrzała na zaciśnięte dłonie.  
   - Nie chciałabyś mieć z nim do czynienia. - zwróciła się do Pany - Uwierz mi na słowo.  
   Po chwili dołączył do nich Harry, a niski, potężny głos Kingley'a wypełnił komnatę. 



* * *

Kochani czytelnicy,

Po długiej przerwie 
przekazuje w Wasze ręce 
kolejny rozdział. 

Całusy, Agnes

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 2.

Rozdział 1.