Rozdział 2.


   Oparł się o biurko z plikiem dokumentów w dłoni, gdy usłyszał pukanie do drzwi.
   - Proszę.
   Dokończył czytany paragraf, podniósł wzrok znad kartki i oniemiał. W drzwiach stał nie kto inny jak sama Hermiona Granger. Dreszcz przeszedł po jego karku. Czy słyszał, że święta trójca szwenda się teraz po ministerstwie? Oczywiście, świat czarodziei wciąż podążał krokami bohaterów. Czy spodziewał się zobaczyć Granger już w pierwszych godzinach pracy? Nie.  
   - Malfoy…
   Jej głos niczym strzała przeszył gęste powietrze. Dotarła do niego fala wstydu i zmieszania. Cholerny huragan w jego głowie znów przejął stery a on czuł, że zaraz straci kontrolę i osunie się na kolana. Nie teraz, nie przy Granger.
   - Dla ścisłości to pan podsekretarz Malfoy, Granger – powiedział oschle z zimnym uśmiechem igrającym na jego twarzy.
   Zauważył teczkę, którą trzymała.
   - Ach, czyli jednak przyszłaś do mnie z prezentem? Myślałem, że po prostu chciałaś mnie zobaczyć.
   Nie potrafił inaczej. Nie miał wyjścia. W jaki inny sposób mógł powstrzymać tą falę słabości, która jedynie czekała by wydostać się z niego?
   Hermiona otrząsnęła się z szoku. W jej oczach pojawiły się niebezpieczne płomyki. Zaskoczony Malfoy stwierdził, że nie jest już tą dziewczyną, którą mijał na korytarzach Hogwartu. Stała przed nim wydoroślała i silna, z błyskiem w oku i mocno trzymając się na nogach. Nie zamykając drzwi, podeszła do niego na tyle blisko, by ich twarze dzieliło jedynie wyciągnięcie ręki.
   - Nie pozwalaj sobie – wysyczała cicho – panie podsekretarzu Malfoy.
   Cisnęła w jego dłonie trzymane dokumenty i zamaszystym krokiem opuściła gabinet. Drzwi trzasnęły za nią z donośnym hukiem, a jego nogi same pokierowały ku karafce. Drżącą ręką nalał trunku i ciężko osunął się na fotel. Wszystkie koszmary objawiły mu się na jawie. Te wspomnienia, które sprawiają że późną nocą ma ochotę rozwalić głowę o ścianę, rozsadzały go od środka. Zajęczał niczym zranione zwierzę i z całym swoim gniewem, całą frustracją rzucił szklanką o przeciwległą ścianę. Alkohol i szkło rozprysły się na kafelkach.

***


   Niewidoma na wszystkich, których spotykała po drodze, pędziła korytarzami ministerstwa. Nie chciała z nikim rozmawiać, nie chciała mówić Harry'emu i Ronowi o tym, co właśnie się jej przydarzyło. Może miała nadzieję, że jeżeli nie powie tego na głos to będzie jakby nic nigdy się nie stało? Jej nienawiść sprawiała, że czuła się pozbawiona wszelkiej gracji. Nie chciała być taka. Ale nie potrafiła myśleć o niczym innym. Nie potrafiła wymazać z głowy koszmarów, o które przyprawił ją platynowłosy ślizgon. Kiedyś tak niewinny, później zabijający jej przyjaciół Śmierciożerca. Tego nie potrafiła zapomnieć. Jego zimnych oczu, gdy wyła z bólu na zimnej posadzce Malfoy Manor. Rugała siebie w myślach, a jednak dreszcze gniewu wciąż pozbawiały ją tchu. 
   W końcu trafiła do swojego biura. Omijając pytające spojrzenie Pany, usiadła za biurkiem i pogrążyła się w stercie czekających na nią papierów. Wypełniała luki w formularzach, a w jej głowie wciąż przewijał się Malfoy. Minęło tyle czasu. Krzywdy powinny zostać wybaczone. Rany powinny się zabliźnić. Więc czemu czuła się tak podle? 
   Kolejne godziny pracy minęły jej w cichym zamyśleniu. Kiedy w końcu spojrzała na zegarek podskoczyła z zaskoczenia. Powinna dawno już wyjść. Szybko uporządkowała miejsce pracy, zabrała płaszcz i transportowała się. 
   Pojawiła się przed uroczą kamienicą na przedmieściach Londynu. Stary budynek wciąż nosił ślady minionej świetności. W oknie kuchennym płonęło światło. 
   - Już jestem! - krzyknęła przekraczając próg mieszkania. 
   - Ach! - dobiegły ją z kuchni krzyki i tępy brzdęk - Ratunku! 
   Rzuciła płaszcz na ziemię i pobiegła do źródła hałasu. Ronald stał na środku pomieszczenia w kwiecistym fartuszku umorusanym czekoladą i mąką oraz paćką przypominającą upuszczone brownie u stóp. Widok mężczyzny w tym stanie wydał się Hermionie tak komiczny, że ze śmiechu przez kilka minut zginała się w pół. 
   - Naprawdę nie wiem co cię tak śmieszy! - oburzył się Ron, raz po raz rzucając w nią kawałkami ciasta. 
   Gdy udało jej się uspokoić, Hermiona z uśmiechem podeszła do chłopaka i złożyła na jego ustach ciepły pocałunek. Wolną ręką rozplątała fartuszek i założyła go na własne ciało. 
   - Już, już. Musimy coś wykombinować zanim przyjdą nasze gołąbeczki - powiedziała ze śmiechem i zakasała rękawy. 
   W swojej okazałej księdze kucharskiej, którą podarowała jej matka, szybko znalazła przepis na pieczone bataty i kurczaka z curry. Ronowi poleciła przygotowanie sałatki. Chodź mężczyzna wciąż czuł się nieswojo w typowo mugolskiej kuchni, akceptował chęć Hermiony do zachowania tradycji wyniesionych z jej nie-magicznego domu rodzinnego.
   Gdy kończyli przygotowywanie stołu, do mieszkania wpadła roześmiana Ginny i Harry. Rudowłosa w dłoni trzymała butelkę Ognistej Whisky przyozdobioną żółtą wstążeczką. Przyjaciele ucałowali się na powitanie, a w tak miłym towarzystwie Hermiona zapomniała o przykrych wydarzeniach mających miejsce w południe. Czuła wielką wdzięczność za przyjaciół, którymi dane jej było się otaczać. Wiedziała, że gdyby nie ci wspaniali ludzie, już dawno mogła stoczyć się niżej niż kiedykolwiek by przypuszczała. 
   Kolacja minęła w cudownie błogiej atmosferze. Tuż przed północą postanowili przenieść się na taras, gdzie Hermiona wyczarowała swoje słynne płomyki. Alkohol uderzył im do głowy gdy dziewczyna przypomniała sobie o trapiącym spotkaniu.
   - Spotkałam dziś nowego podsekretarza Międzynarodowego - rozpoczęła niepewna tego, jak dobrać słowa - To Malfoy. 
   Śmiechy ucichły, a trzy spojrzenia zwróciły się na nią z pełną powagą. Ron zacisnął palce mocniej na szklance. Ginny zerknęła na Harry'ego zmartwionym wzrokiem. 
   - Rozumiem, że jesteście zdziwieni. Ja też byłam w szoku. 
   - Widać, że to paskudne nazwisko wciąż liczy się w tych kręgach. Ten kretyn nie miałby szans na objęcie tego stanowiska gdyby nie jego przeklęta rodzinka - powiedział Ron wyraźnie wzburzony.
   Harry zdjął okulary i wziął głębszy oddech. 

   - Myślę, że powinniśmy porzucić urazę - zaczął w akompaniamencie zdziwionych spojrzeń - Wszystko to, co było złe jest już za nami. Dzisiaj walczymy o lepszą przyszłość. Nie chowajmy gniewu i nienawiści. 
   Ginny z ciepłym uśmiechem położyła swoją dłoń na jego. Hermiona pełna podziwu patrzyła na przyjaciela. Wiedziała jak wiele dojrzałości i odwagi wymagały od niego te słowa. Jak bardzo ta rodzina przyczyniła się do cierpienia Harry'ego. A jednak był w stanie wybaczyć i zapomnieć. Poczuła kujący wstyd. Wstyd za gniew, który towarzyszył jej cały dzień. Za niezdolność do przebaczenia. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku, jednak wytarła ją szybkim ruchem dłoni zanim ktokolwiek oprócz niej miał szansę to zauważyć. 
   Harry i Ginny postanowili zostać na noc. Gdy przyjaciele poszli już do pokoju gościnnego, udała się do łazienki przylegającej do sypialni. Wzięła szybki prysznic i stanęła przed zamglonym lustrem. Dłonią wytarła parę i spojrzała we własne odbicie. Będzie lepsza. Musi być lepsza.
   Cicho przeszła do sypialni i delikatnie wśliznęła się między pościel. Zgasiła lampkę na etażerce
i uspokojona wtuliła się w znajome ramiona. 



***


   Późno wyszedł z ministerstwa. Po przekroczeniu drzwi domu, skierował się w stronę baru. Nalewał trunek do szklanki gdy ciepłe dłonie objęły go w talii. 
   - Czekałam - szepnęła mu do ucha Pansy. 
   - Miałem wiele obowiązków - powiedział oschle, nie odwracając się w jej stronę. 
   - Nie wszystko stracone - wplotła palce w jego dłoń i zaprowadziła do salonu pełnego spalonych już do połowy świec. 
   - Pansy, naprawdę... 
   Dziewczyna uciszyła go kładąc palec na jego wargach. Pokazała mu by zajął miejsce na kanapie,
a gdy z westchnieniem to uczynił, usiadła okrakiem na jego kolanach. Położyła dłonie na jego policzkach i oparła swoje czoło o jego. 
   Draco wpatrywał się w jej ciemne oczy ze smutkiem. Nie mógł dać jej tego, czego oczekiwała. Tego, na co zasługiwała. Nie potrafił jej pokochać. Matka mówiła, by dał im czas. Przekonywała go, że wszystko między nimi w końcu się ułoży i stworzą szczęśliwą rodzinę. Tylko Narcyza wiedziała co tak naprawdę tkwiło w sercu Dracona. Ale tutaj się myliła. 
   Szczupłe palce Pansy zaczęły rozpinać guziki koszuli Draco gdy złożyła pocałunek na jego ustach. Z czułością wplotła dłonie w jego włosy. Odwzajemnił pocałunek. Chciał poczuć ciepło. Chciał przekonać się, że żywi do niej uczucia. Zręcznie uniósł ją z kolan i położył na kanapie. Przyległ do niej ciałem i wpił się w jej usta. Gładził jej twarz i ramiona. Wolną dłonią rozsunął satynowy szlafrok, który miała na sobie. Tylko coś poczuć. 

***


   Obudził ją zapach parzonej kawy. Nie otwierając oczu wyprostowała rękę i stwierdziła, że miejsce obok jest puste. Przetarła oczy i powolnie wyszła z sypialni. Z kuchni dobiegały ją ciche śmiechy. Ginny, Harry oraz Ron byli już na nogach i w trakcie przygotowywania śniadania. 
   - Oto i nasz ptaszek - powitała ją z uśmiechem Ginny. 
   Hermiona pocałowała na przywitanie Rona i pomogła przyjaciołom nakryć do stołu. Posilili się jajkami przygotowanymi przez Harry'ego. Po śniadaniu Ginny i Harry postanowili jeszcze przed rozpoczęciem pracy wrócić do domu. 
   - Dobrze spałeś? - zapytała Rona Hermiona, gdy przyjaciele już wyszli. 
   Pogładziła dłonią jego policzek. 
   - Nie mogłem przestać myśleć o Malfoy'u - powiedział zmieszany. 
   Złożyła delikatny pocałunek na jego ustach i szepnęła: 
   - Zobaczysz, że wszystko się ułoży. Dojrzeliśmy. 
   - A jednak wciąż czuję niepokój. Czuję, że w końcu wyniknie z tego coś złego.

***

    W dużo lepszym humorze od tego, w którym wczoraj opuszczała gmachy ministerstwa, zjawiła się w pracy. Cały budynek tętnił już życiem. Złapała windę i uśmiechnęła się do czarodzieja w środku. Drzwi już się zamykały, gdy blada dłoń wsunęła się w niewielką szparę. Szare tęczówki spojrzały na nią z mieszaniną zaskoczenia i zwyczajowego chłodu. 
   - Dzień dobry, Malfoy - powiedziała, przezwyciężając swoją niechęć.  
   - Granger - skinął na nią obojętnie. 
   Stanął koło niej i w milczeniu przetrwali podróż przez kolejne piętra. Jego bliskość wprawiała ją
w zmieszanie lecz w żadnym wypadku nie dała tego po sobie poznać. Z dumnie podniesioną głową opuściła windę, czując na plecach świdrujące spojrzenie jasnych oczu. 



***

Kochani czytelnicy, 

przed Wami drugi rozdział.
Oby przypadł Wam do gustu. 

Całusy, Agnes

Komentarze

  1. Zgodnie z obietnicą, jestem:)
    Po lekturze tych dwóch rozdziałów śmiało można dostrzec, że w Twoim opowiadaniu tkwi potencjał. Jedyna uwaga dotyczy tego "chłopca" w odniesieniu do Dracona i Harry'ego- dziwnie to brzmi w przypadku dojrzałych mężczyzn... ;)
    W każdym razie trzymam za Ciebie kciuki i czekam na rozwój wydarzeń.
    Życzę Ci wytrwałości, wielu świeżych pomysłów i czasu na dokończenie tej historii :)
    Pozdrawiam ciepło,
    V.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 1.

Rozdział 3.